sobota, 29 grudnia 2012
Od Blue- c.d Amery
Przechadzałem się właśnie po nowej watasze obchodząc tereny, gdy usłyszałem krzyk i warczenie. Szybko pobiegłem w tamtą stronę i przybrałem postawę obronną. Nikogo tam nie było. Spojrzałem w górę, na szczyt ogromnego klifu i zobaczyłem znikającą sylwetkę czarnego basiora. „Nie mogli tu przyjść bez powodu” pomyślałem i zacząłem dokładnie przeczesywać teren. Już miałem się poddać, gdy nagle poczułem świeży trop wilka. Poszedłem za jego tropem i znalazłem wilczycę przykrytą śniegiem. Ledwo żyła; jej oddech był cichy, płytki i urywany, co nie wróżyło zbyt dobrze. Odgarnąłem z niej śnieg i delikatnie zarzuciłem na grzbiet. Była lekka jak piórko. Najszybciej jak mogłem, lecz starając się zbytnia nią nie potrząsać, pobiegłem w kierunku szamanki watahy, Eliot. Czułem na karku oddech wadery, który poinformował mnie, że jeśli się nie pospieszę, to będzie już za późno. Przyspieszyłem.
Po paru minutach dotarłem na miejsce. Wpadłem bez pukania i odnalazłem wzrokiem szamankę.
- Szybko. – powiedziałem tylko, a ona bez zbędnych ceregieli wskazała mi wolne łóżko, na którym położyłem waderę. Eliot dokładnie ją zbadała, podała jakiś eliksir i zabandażowała sporą ranę. Potem przykryła ją kocem.
- Niedługo powinna się obudzić. – powiedziała, a ja tyko kiwnąłem głowa nie spuszczając wzroku z wadery. Siedziałem przy niej i strzegłem jej, dopóki nie otworzyła lekko oczu.
- Gdzie ja jestem? – szepnęła cicho.
- Jesteś u szamanki watahy. – powiedziałem szczęśliwy, że żyje. Trochę się do niej przywiązałem, tak siedząc przy niej, kiedy była nieprzytomna. Spojrzała na mi w oczy i mnie zmroziło. Miała niesamowicie zielone oczy, które wręcz zahipnotyzowały mnie tak, że nie mogłem odwrócić wzroku…
<Amera, dokończysz?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz