- Niezłe z ciebie ziółko.
– zaśmiałem się. Od razu poprawił mi się humor. Wreszcie miałem z kim na
spokojnie pogadać.
- No… też twoja kolej. –
powiedziała. Zmarszczyłem czoło próbując sobie przypomnieć jakąś zabawną
historyjkę…
- Hmm… wiem! Kiedyś, na
kursie wojowników, razem z kolegami chcieliśmy zrobić kawał naszemu mistrzowi.
On uwielbiał ganiać lisy. Wiem, wariat
niego, ale mistrz przedni. Więc upolowaliśmy lisa i mój kolega założył
jego skórę. Potem zaczął wabić mistrza, aż ten zaczął go gonić. Miał go
naprowadzić na wielką kałużę błota, a ja miałem podłożyć linę, by wpadł twarzą
do błota. Ale nie przewidzieliśmy jednego. Mistrz zorientował się i używając
magii, przelewitował nas do kałuży i tak nas wyturlał, że przez tydzień
wydłubywaliśmy błoto z nosów i uszów. – powiedziałem ledwo powstrzymując się od
śmiechu. – Już nigdy więcej nie zrobiliśmy mu żadnego żartu.
<Amera?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz