Patrzyłem na kulę. Po
chwili opadła powoli, a Amera odetchnęła głęboko ze zmęczenia.
- Nieźle. – powiedziałem
cicho. – Ja nie przejmuję się stadiami. Poza tym nie istnieją stadia mojej
mocy. – powiedziałem z ironicznym uśmieszkiem. Dla niej może to ważne, ale dla
mnie to była strata czasu. Słów nie da się udoskonalić. Same w sobie są
zabójcze i niezmienne. Spojrzałam z przymrużonymi oczami na słońce przebijające
się przez korony drzew. Cofnąłem się bardziej w cień i rozłożyłem do połowy
skrzydła. Amera ma swoje stadia, ja mam słowa.
<Amera?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz