Śmierć rzuciła się na
nią. Leżała bezwładnie na ziemi. Zagrodziłem mu drogę i zabiłem mackami. Nie
można zabić śmierci, ale przynajmniej odesłałem ją do zaświatów. Podbiegłem do
Amery. Zemdlała. Przekląłem cicho. To było strasznie głupie i bezsensowne.
Wziąłem ją na plecy i zaniosłem do swojej jaskini. Tam wziąłem parę eliksirów,
trochę magii cienia. Skupiłem się i uzdrowiłem jej duszę. Była podziurawiona
jak ser. Położyłem ją na posłaniu i usiadłem w wejściu. Patrzyłem na niebo. Trwałem
tak całą noc bez ruchu. Oboje musimy odpocząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz