piątek, 8 lutego 2013

Od Shinu: c.d. Amery

- Nie!!! – wrzasnąłem i z obnażonymi kłami wkroczyłem między swojego ojca a Amerę. – Mnie nie oszukasz. Tej klątwy nie da się zdjąć. -  powiedziałem wściekle. Po raz pierwszy od paru lat byłem tak rozjuszony. Niebo przykryło się czarnymi chmurami, a wokół mnie zaczęły latać macki ciemności. Mój głos był wielokrotnie zwiększony, więc brzmiało tak, jakby mówiło kilka wilków na raz. Płonąłem nie płonąc.
- Nie wybieraj go, by mi pomóc. – warknąłem nie odwracając się. – On cię oszuka. Teraz zgrywa niewiniątko, dobrego ojczulka. Ale kiedy już cię dostanie, nigdy się od niego nie uwolnisz. – Wyprostowałem się i spojrzałem hardo w oczy śmierci. To jedna z cech wyglądu, które po nim odziedziczyłem; przerażające, puste spojrzenie. – Nie waż się jej tknąć. Odejdź z tego świata i wróć, gdzie twoje miejsce. – warknąłem. Nie ruszył się. Fuknąłem, a wokół niego pojawiła się czarna mgła. W ciele wilka, jest o wiele ode mnie słabszy.
- Wybór należy do niej. – powiedziała śmierć. Znieruchomiałem. Nie chciałem, by wybrała śmierć. To była moja klątwa i to ja będę znosił jej brzemię. Już dawno pogodziłem się z tym wszystkim. Ale nie miałem zamiaru dopuścić, by śmierć wykorzystała kolejne stworzenie do swoich celów. Nie kiedy ja istnieję.

<Amera?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz