Szłam obok niego spogldajac co jakis czas.Nie lubiłam mieć przysłóg. ale... uratował mnie dwa razy przed kimś przed kim nie umiem sie bronic. Jednak słowo przysługa źle mi sie kojarzyło i dlatego nie lubiłam mieć przysług u nikogo. Westchnełam. nie mogłam sie wywinać a nawed nie chciałam. Pomógł mi i byłam mu to wdzieczna. Zrobił cos dla mnie...co nadal mnei dziwiło. Gdy bylismy obok jaskiń skreciłam do swojej. Bezsłowa pozegnania...bez niczego. Nie chicłam mu psuć i tak juz zepsutego humoru. Zszłam powli patrzac w ziemie. Moja jasnia była na końcu. Na samym. Uśmiechnełams ie gdy do niej dotarłam. Na dworze zapała juz ciemnosc. Nie rozpalałam ogniska. Weszłam kładac sie tylko na posłaniu. Zasnełam lekkim snem.
*******Nastepny dzień*******
Przetarałam oczy łapa. Chciałm mieć juz ta przysługe za soba ..gdzieś daleko. Zjadłam resztki zapasów. W niezbyt dobrym humorze wyszłam na zewnatrz. Nobaczyłam Shinu. On tez mnie zauważył. Westchnełam.
(Shinu?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz