- Nie jesteś beznadziejna. Ani żałosna. – przerwałem jej cicho. – Po prostu jesteś inna. To czyni cię wyjątkową, a nie beznadziejną. – powiedziałem. Westchnąłem i zamknąłem oczy. Chodzenie na ślepo było dla mnie normalne; miałem wyczuloną intuicję.. – Przepraszam. – skrzywiłem się. – Nie chciałem wtedy tak tego ująć. Po prostu byłem zdenerwowany i… poruszyłaś drażliwy dla mnie temat. Nie myślę, że jesteś beznadziejna. A współczuć mi nie ma po co, bo to i tak niczego nie zmieni. – powiedziałem cały czas na nią nie patrząc. Głowa mi pękała przez śmierć i natłok mocy tak, że ledwo widziałem. Trudno było mi się skupić, ale nie dawałem nic po sobie poznać. Wadera spojrzała na mnie zaskoczona.
- I tak jestem beznadziejna. – powiedziała.
- Nie. Nikt nie jest beznadziejny. Chyba, że mój ojciec. – powiedziałem krzywiąc się. Znowu uderzyła we mnie fala bólu i gniewu śmierci.
<Amera?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz