„Odejdź i nie wracaj!!” wrzasnąłem w myślach i zamknąłem umysł. Spojrzałem na Amerę.
- Ja nie mam życia. Ja koegzystuję w przestrzeni niszcząc i tworząc. Nie mogę żyć jak każdy, bo śmierć mnie naznaczyła swoim piętnem. Pomogłem ci, by się nie załamać i nie odejść stąd na zawsze. Tylko to trzyma mnie przy życiu; nadzieja. Nadzieja na pomoc, nawet od samej śmierci. A ty jesteś mi winna tylko przysługę. Nic więcej. – powiedziałem wracając do watahy. Amera poszła za mną. Byłem strasznie osłabiony. Nie przeżyłbym kolejnej walki. Nie teraz. Westchnąłem i zacząłem iść w cieniu. On mnie wzmacnia i pozwala odzyskać siły. Najlepiej działa to w nocy, ale teraz było dopiera popołudnie. Amera chyba zastanawiała się nad odpowiedzią, bo przez chwilę nic nie mówiła. Szedłem równo z nią, więc widziałem kątem oka jej zmarszczone czoło i zamyśloną minę. Chciałem, by ten dzień wreszcie się skończył.
<Amera?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz