Na szczęście, zdążyłem uciec śmierci z Zaświatów. Właściwie i tak przed nią nie ucieknę… Nagle poczułem jej zew. Zew śmierci. Chce kogoś zabrać… albo użyć do zabijania innych…
Poleciałem w tamtą stronę. Gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem śmierć stojącą nad Amerą. Przybrała kształt wilka. Wiedziałem co chce zrobić. Czasem śmierć jest taka przewidywalna…
- Zostaw ją! – powiedziałem podchodząc bliżej. Basior spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby w przerażającym uśmiechu.
- Ooo… Shinu… Mój syn marnotrawny… - zaczął.
- Nawet mi nie przypominaj. – powiedziałem i skrzywiłem się. – Zostaw ją w spokoju.
- Nie mam zamiaru, mój wilku śmierci. Póki nasz mały pakt obowiązuje, ona należy do mnie. – powiedziała śmierć, a ja zaśmiałem się złowieszczo.
- Raczej nie. Ona należy do świata żywych. Twój pakt niczego nie zmienia. Wypuść ją.
- Cóż, nie masz racji. Ona należy do mnie, czy tego chcesz czy nie. A teraz, pozwolisz… ? – odwrócił się z powrotem w stronę Amery i wyciągnął łapę.
- Teishi!* – powiedziałem, a basior znieruchomiał.
- Co ty mi…? – zaczął, ale po chwili jego język też znieruchomiał i nie mógł mówić.
- Cóż. Źle zrobiłeś, przemieniając się w żywe zwierzę. Teraz ja mam nad tobą kontrolę. A ja mówię ci: Atchi e ike!**- śmierć zniknęła. Podszedłem do Amery i podałem jej łapę.
- Cała jesteś?
<Amera?>
*Teishi – jap. Stop.
** Atchi e ike – jap. Odejdź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz